Wszystkim zapewne wyjazd zimowy kojarzy się z zaśnieżonymi górami, szaleństwem na stoku oraz przepięknymi widokami. Jednak w Polsce coraz rzadziej trafia się na upragnioną pogodę. Przy najmniej ja tak mam ;). Ostatnio na prawdę srogą zimę pamiętam, kiedy jeździło się na ferie z rodzicami. Myślę, że mogła to być podstawówka. O dziwo, tym razem chyba zasłużyliśmy, bo uświadczyliśmy na naszym małym wypadzie sporo białego puchu, ujemne temperatury również nas nie zawiodły. Pomimo, że jestem strasznym zmarzluchem, dałam radę ;).
My, jak to na rasowych podróżników przystało, nie usiedzimy spokojnie w miejscu. Nasz pobyt w Karpaczu składał się z wypadów na stok, wycieczek pieszych po okolicy oraz wypadu do Czech. Tym razem szusowaliśmy po 3 różnych stokach. Doskonaliłam swoje umiejętności na desce, próbowałam trochę na nartach i do końca sama nie wiem w której dziedzinie czuję się pewniej... Najlepszy okazał się stok w Białym Jarze, który był dość łatwy jak na poziom moich umiejętności i był położony blisko naszej kwatery. Dodatkową atrakcją naszego pobytu w górach był wypad na SANKI!!! :) Wbrew pozorom, ciężko jest znaleźć odpowiednią górkę do zjeżdżania...
Naszym punktem docelowym w Czechach była miejscowość typowo narciarska: Spindlerouv Mlyn. Warunki pogodowe były bardzo dobre, co jednak w górach jest bardzo zmienne. Jak się później okazało trasa była bardzo trudna, ale obyło się bez łańcuchów :P. Mam w końcu zarąbistego kierowcę ;). Natomiast wrażenia z samej miejscowości są nie do opisania. Dla doświadczonych narciarzy czy snowbordzistów jest to zapewne istny raj. Trasy podzielone były ze względu na stopień trudności, duży wybór wyciągów, a widoki zapierały dech w piersiach. Polecam Wam odwiedzenie tej miejscowości!!!
To było takie małe przypomnienie zimy, natomiast czekamy z utęsknieniem za wiosną, która mam nadzieję nadchodzi dużymi krokami. POZDRAWIAM!!!